Ćwiczyłem w siłowni. Zauważyłem też różowo włosom
dziewczynę, która wpatrywała się we mnie? Co z nią? Może tak tylko się
przypatruje. Rodzice dali mi siłownie bym o nią dbał. Dostałem w prezencie na
osiemnaste urodziny. Wiedzieli, że będę bardziej odpowiedzialny niż Sasuke.
Dziewczyna odeszła, lecz nie byłem tym zbytnio zainteresowały. Policzki mnie
piekły od samego rana jakby ktoś mnie obgadywał! Myślę się, chyba tak. Wiem o
tym, bo kto by mógł mnie obgadywać?
Kobiety!
Ta.. tylko one są do tego zdolne. Dlaczego? Zawsze
chcą się ze mną umówić. Już z samego rana miałem cztery propozycje. Chore. Czy
one chociaż raz nie patrzą na wygląd a na charakter? Widzą jak traktuję każda
to jeszcze bardziej do mnie ciągną! Czasami ich nienawidzę za prostytuckie
zachowanie. Może dlatego wolę żyć w samotności? Chyba takie może być
wyjaśnienie. Muszę w końcu spotkać się z
Haruno by mogła spotkać się z matką. Ona cierpi z powodu rozłąki z Sakurą.
Naprawdę musiała do niej się przyzwyczaić skoro tak bardzo pragnie ją ujrzeć.
Pod siłownie podjechał radiowóz.
Ojciec?
– pomyślałem – Ciekawe co się stało?
Wszedł do pomieszczenia. Wszyscy, którzy go znali
ukłonili się na powitanie. Podszedł do mnie. Przestałem ćwiczyć biorąc ręcznik
zarzucając na szyję. Mogłem się spodziewać, że coś się wydarzyło w mieście lub
na posterunku. Nie wyglądał zbyt dobrze! Prawie przypominał trupa – choć nie
był aż tak blady.
-Itachi.. – zaczął stojąc naprzeciwko mnie. – Musisz
ze mną pojechać na komisariat. – zdziwiłem się – To nic poważnego, tylko musimy
cię przesłuchać. Przy klubie znaleźliśmy ciało martwego mężczyzny. Został
zabity. Byłem już po Sakure, ale nie było jej w domu. Oby dzisiaj się znalazła.
– westchnął – Ubierz się i pojedziemy.
-Jestem podejrzany? – zapytałem.
-Nie. Raczej chcemy siec czegoś innego dowiedzieć.
Gorzej będzie z Sakurą. – zdziwiłem się – jej ojciec będzie przesłuchiwał. Może
nie współpracować. Wolę o tym nie myśleć. Pojechał by przeszukać miasto, może
On ją znajdzie. Ubieraj się. – do pomieszczenia wpadł brązowo włosy nastolatek.
Oddychał ciężko i szukał kogoś. Natrafił na mojego ojca.
-Panie Uchiha. – wypowiedział szybko
-Konohamaru… - spojrzał na jego nogę. – Co ci się
stało?
-To teraz nie ważne. Ona.. tam.. – łapał oddech. –
walczy. Kazała mi uciekać. Niech jej pan
pomoże. Ich jest trzech. – sam wstałem biorąc ze sobą torbę, gdzie miałem
ręcznik i bluzkę. Wyszliśmy szybko razem z nastolatkiem. Wskazał drogę, gdzie
była dana dziewczyna. Zaczęliśmy biec.
-Ty suko. – usłyszałem męski głos. Jego srebrne
włosy delikatnie falowały, a dziewczyna miała kaptur wiec nie było widać
twarzy. Wyciągnął scyzoryk. Zaczął atakować agresywnie. Próbowała mijać ostrze,
ale nie udawało się. Z ran zaczęła spływać czerwona ciecz. Uchwyciła metalową
rurkę uderzając mężczyznę w rękę.
Krzyknął.
-Następnym razem będziesz martwa. – upuściła metal,
który wydał charakterystyczny dźwięk. Będzie miała na pieńku z tym małym
gangiem?! Nie będzie lekko. Dotknęła delikatnie rany patrząc na opuszki palców.
-Nigdy więcej. Ratowanie innych muszę zostawić
policji. – westchnęła cicho odchodząc w naszą stronę. Ten głos?
Nie
możliwe by to była ona –pomyślałem. Wiatr zdmuchnął jej z
głowy kaptur. Uniosła głowę patrząc na nas zdziwiona. Chciała coś powiedzieć,
ale zamilkła. Spojrzałem na ojca. Mało, że był zdenerwowany to był wściekły!
-Sakura. – zaczął wściekle. Pierwszy raz mogłem
dostrzec taką wściekłość. Odsunęła się o krok. Spojrzałem na dwóch mężczyzn.
Jeden nieprzytomny wpadł do śmietnika, a drugi przy śmietniku. Nieźle… - Miałaś
już nie bić..
-Karin. – skończyła.
-Dość! Zobaczysz, ze takie wtrącanie się w sprawy
gangów nie skończą się dla ciebie dobrze. Będą jeszcze chcieli cię zabić.
Słyszałaś słowa mężczyzny, następnym razem ty zginiesz. Nie możesz nikogo
ratować, bo jeszcze..
-Od tak miałam patrzeć jak mogli tego chłopaka zabić
– wskazała na brązowowłosego, który do nas doszedł. Patrzał na dziewczynę
zauroczony. Chyba nie sądził, ze ona w nim się zabuja?
-Konohamaru… co by powiedział twój ojciec? Miałeś
przestać zadawać się z gangami, bądź kupować od nich narkotyki. Wiesz jaki jest
agresywny gdy o tym mówi.
-Nie obchodzi mnie to. On zawsze myśli jedynie o
pracy, a nie o rodzinie.
-Jakby mówił o moim ojcu – powiedziała Sakura.
Ojciec na nią spojrzał.
-Masz rację. To jest twój ojciec, a to twój brat.
-Co? – powiedzieli razem do Fukagu.
-Ja nie mam siostry, mama mówiła, że poroniła gdy
była w szóstym miesiącu. Mówiła, że nocami bardzo płakała, bo tak bardzo
chciała ją ujrzeć. Ona by mnie nie okłamała. Nie mam na sto procent siostry. To
nie możliwe. Ojciec nawet nic nie mówi, ze miałem siostrę. Zapomniał o
poronieniu mamy. – westchnęła.
-Nie ważne. Dla mnie tamta rodzina nie istnieje.
Dobrze mówi, poroniła, bo mnie nie chciała. Tylko na tyle ja było stać, bo jak
by miała powiedzieć? Nie chciałam mieć pierwszej córki? Woli ukrywać prawdę. –
Fugaku na nią spojrzał. Nie mogłem uwierzyć temu co zobaczyłem. Ona
nienawidziła swoich rodziców za wyrzeczenie się jej. Może dlatego stała się
typem samotnika.
-Sakura to twoi rodzice.
-Wcale nie! – warknęła. – Już nimi nie są. Sami o
tym zdecydowali, nie chcę o nich słyszeć i widzieć. – szła w naszą stronę.
-Sakura, musimy jechać na komisariat, ale najpierw
pojedziesz do szpitala. Itachi cię zawiezie, a ja zajmę się Konohamaru. Musze
jeszcze zadzwonić do jego ojca. – w oczach miał strach – Nie martw się nie
powiem mu o tym, tylko mam swoją sprawę do niego. Odetchnął z ulgą.
-Czemu mam jechać na komisariat?
-Itachi ci wszystko wyjaśni. – powiedział. Odeszła Rezem ze mną. Przed
siłownią stał srebrny samochód marki jaguar CX75. Otworzyłem go, a dziewczyna
stała wpatrując się w niego. Do tyłu wpakowałem torbę. Teraz miałem szansę by z
nią porozmawiać, ale widać, że jest wściekła. Wsiadła na miejsce pasażera obok
kierowcy. Podałem jej chusteczki, które
oczywiście wzięła. Nie chciałam by zabrudziła krwią siedzenia. Ruszyliśmy w
stronę szpitala, gdzie się nią zajmą.
To nie jest typ dziewczyny jaka by wpadła mi do
gustu, ale muszę przyznać, że dobrze walczy. Pokonała trójkę facetów bez żadnej
pomocy. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić jej u mojego boku, ona nie ma tego w
sobie. Nie wytrzymała by ciężaru.
-Czemu tak się we mnie patrzysz? Zrobiłam coś? –
zapytała od niechcenia.
-Nie powiedziałem nic takiego. – zatrzymałem się na
parkingu szpitalnym – Iść z tobą?
-A co ja jestem? Małe dziecko? – zapytała wrednie wychodząc.
Uśmiechnąłem się. Wyszedłem. Nie mogłem się powstrzymać od dokuczania dziewczynie.
Reagowała inaczej niż wszystkie, co mi się podobało. Uchwyciłem bluzkę na
krótki rękawek zakładając na siebie. Tak, jechałem z nią bez bluzki. Jakoś nie
widziałem by na mnie patrzała. Nie była zainteresowana.
-To pójdę z tobą. – zamknąłem samochód
-Robisz mi na złość? Idiota. – wypowiedziała abym
usłyszał. Kroczyłem obok niej. Weszliśmy do budynku. Pielęgniarki spojrzeli na
nas i zaczęły szeptać. Czyżby znowu zaczynały temat o mnie? Żenada! Uchwyciłem
ją i szybko zniknęliśmy w oddziale by nie było żadnych plotek. – Co z tobą?
Chciałam się zapytać..
-Nie mów, że nigdy nie byłaś w szpitalu.
-Nigdy. – westchnąłem. Pociągnąłem ją. Zaczepiłem jedną
z pielęgniarkę, która oniemiała widząc mnie. Znowu to samo? Czy jest jakaś
kobieta, która nie poleci na mój wygląd? Ach jest.. Sakura.
-Przepraszam chcieli byśmy aby doktor opatrzył moja
dziewczynę. – to jej się nie spodoba.
-Dobrze, proszę chwileczkę poczekać doktor zaraz
przyjdzie po państwa. – spojrzała na mnie oburzona. Jakoś nie chciałem na nią patrzeć,
wiedziałem czym to mogło się skończyć. Nie przepada za mną, a mówię „moja
dziewczyna”.
-Czy cię pogrzało? – zapytała.
-Tak będzie szybciej. – usiadła zła spoglądała cały
czas na mnie. Wiedziałem jak mogła zareagować, ale zaryzykowałem. Bo czemu nie?
Lecz czasami naprawdę potrafi zirytować. Nie powiem jej tego, bo jest wybuchowa.
Dupek,
idiota, psychol, debil! – przeklinałam w myślach – Jak On śmiał nazwać mnie swoją dziewczyną?
Nie jest wart by zasłużyć na miano mojego chłopaka! – dalej ciągnęłam swoje
myśli. – ten drań nie zna się na
kobietach, każdą jedną odtrąca, wiec niech mnie nie wnerwia.
Westchnęłam myśląc jedynie o tym po co to zrobił.
Stał i czekał wpatrując się w dal. Czasami jego spojrzenie wylądowało na mnie,
ale tylko czasami. O czym ten palant
myśli? – zapytałam siebie. On naprawdę potrafił irytować kobietę. Nie
zdziwiłabym się jakby każda od niego odchodziła, przecież ma do każdej dystans.
Uchwycił mnie za przegub i pociągnął. Jeszcze
traktuje jak szmatę - myślałam. Kroczyłam za nim wściekła. Przed nami szedł
lekarz, nawet nie wiedziałam kiedy do nas podszedł. Weszliśmy do gabinetu.
Posadzili mnie na kozetce. Wpatrywałam się w mężczyznę.
-Nie wiedziałem Itachi, że masz dziewczynę. Od
najmłodszych lat byłeś samotnikiem. Nadal masz takie powodzenie czy już się
unormowało? – spojrzałam na doktora. – Pamiętam jak w młodzieńczych latach
uciekałeś. Chowałeś się w zakamarkach miasta, a przez to zacząłeś odrzucać
każdą kobietę.
-Cóż, tak bywało. Nadal odrzucam kobiety, one jakoś
nie przypadają mi do gustu. – mężczyzna chyba był jego bliskim krewnym, albo
znajomym – Wiesz, że tak naprawdę ona nie jest moją dziewczyną, chce abyś jej
to zrobił, bo musimy jechać na komisariat. – milczałam patrząc na niego
wściekła.
-Tak myślałem, że to jakaś pomyłka z dziewczyną. Ty
i dziewczyna? Jakoś mi nie pasowało. Nie szukasz żadnej? – przygotował wszystko
do szycia. Na ramieniu jest naprawdę głęboka rana, więc trzeba zaszyć. Jakoś
mnie to nie zdziwiło skoro tam najmocniej ciął.
-Nie jest mi potrzebna, wiesz jakie mam wymogi.
-Wiem, wiem. Musi
być zadziorna, inteligentna i silna w jakiś sposób. Nigdy mi nie mówiłeś
dokładnie jaka musi być dziewczyna, która zostanie – może – twoją żoną. Zawsze
wszystko ukrywałeś w sobie. Masz to do dzisiaj. Czy może twoi przyjaciele z
ciebie cokolwiek wyciągnęli?
-Trochę, ale wszystkiego nie wiedzą. Tak powinno
zostać. – milczałam przysłuchując się rozmowie. Nie musiałam nic mówić by
wiedzieć, ze jemu nie podoba się zwierzanie innym. Doktor spojrzał na mnie.
-Mogłabyś zdjąć bluzę. – zrobiłam tak jak chciał,
choć uleciało więcej krwi z rany. Spojrzał dokładnie na ranę. Głęboka była na
pewno. Obmył i zaczął szyć. Brunet patrzał na mnie bez uczuć. Nie pisnęłam przy
szyciu rany. Na pewno doktor się zdziwił, bo przecież kobiety zawsze piszczały.
Nie wiem ile minęło, ale zaszył ranę i obmył przyklejając gazę bawełnianą i
przykleił. Wokół ramienia zawiązał bandażem bym nie zrobiła sobie krzywdy. Na
policzku przykleił jedynie plastry. Nie była to wielka rana, wiec nie było
potrzebne szycie. – No dobrze. Gotowe. Lepiej niech pani następnym razem uważa.
-Ona nie potrafi uważać.
-Zabije.. – wypowiedziałam na jego temat. Wpatrywałam
się w niego wściekła. Za dużo sobie wyobraża. Myśli, że mnie podwiózł to może
gadać co chce? Choć czasami faktycznie nie potrafi uważać.
-Chodź idziemy. – uchwycił mnie za ramię ciągnąc za
sobą. Wzięłam bluzę odchodząc z brunetem na parking. Znaleźliśmy się tam bardzo
szybko. Zdziwiłam się, bo przecież on niby nigdy się nie śpieszy. Chyba.. Nie
znałam go tak dobrze by stwierdzić czy się śpieszy czy też nie. Weszłam do jego
samochodu. Ruszył przed siebie.
-Powiesz mi w końcu dlaczego mamy zjawić się na
posterunku policji? – zapytałam od niechcenia.
-Mamy zostać przesłuchani. Niedaleko został
zastrzelony mężczyzna i jesteśmy jedynymi, którzy byli na zewnątrz. Chcą się
parę rzeczy dowiedzieć. Tylko, że… -
jechał szybciej nie przejmując się ludźmi. Spojrzałam na niego – Twój ojciec
będzie przesłuchiwał każdego, więc..
-Mam go gdzieś. Niby jest dobry w tym co robi?
Głupota. Co chwilę ktoś gnie w tym mieście. Nie potrafi chronić miasta. –
szybko zatrzymał się na parkingu policyjnym. Wyszłam z samochodu patrząc na
bruneta, który był naprawdę spokojny. Szłam dalej od niego. Zaśmiał się. –
Czego się śmiejesz?
-Teraz wyglądałaś tak jakbyś przede mną uciekała.
-Czyżby? Bo jesteś kompletnym idiotą, więc dlaczego
od takiego świra nie mam uciekać. – obraziłam go. Wiedziałam o tym. Chciałam odejść dalej, ale zostałam uchwycona
i przerzucona przez ramię. Co? Chwila o co chodzi? – Puszczaj mnie. Słyszysz?
Nie jestem rzeczą, abyś mnie tak nosił.
-Byłaś niegrzeczna. Trzeba dać karę niegrzecznym
dziewczynką.
-Uchiha.. – wypowiedziałam wściekle. – Jak ja cię
dorwę to stracisz genitalia!! – krzyknęłam na cały głos. Policjanci na mnie
spojrzeli, a płci przeciwna zaczęła się śmiać. Zacisnęłam dłonie na jego
bluzce. Nie spodziewałam się takiej reakcji po starszym synku Fugaku. Wszedł ze
mną do pomieszczenia śmiejąc się cicho. Byłam pewna, że to za dobrze nie wróży.
Wszyscy wpatrywali się w nas.
Westchnęłam.
-Nie wygodnie. – powiedziałam do niego.
-Jeszcze chwilę wytrzymasz. – zatrzymał się. Nie
wiedziałam o co chodzi, ale byłam na niego dosyć zdenerwowana by mu przywalić. Ominął
osobę, którą była niebiesko włosa kobieta. Wpatrywała się we mnie z
wściekłością? Czyżby była zakochana w Itachim? Ej, chwila! Mnie nic z nim nie
łączy!
-Itachi? – usłyszałam głos jego ojca. – Dlaczego
masz Sakure przerzuconą jak worek?
-Zasłużyła na to.
-Spadaj nieczuła żmijo! – podniosłam głos. Postawił
mnie, chciałam go uderzyć, ale złapał moją rękę i obrócił przodem do Pana
Uchiha. Objął mnie swoimi rękami bym nie mogła się ruszyć. To tak jakby mnie
przytulał.
Czułam gorąco ciała bruneta. Każdy jego mięsień
mogłam wyczuć na plecach, gdyby mnie naprawdę mocno ścisnął to pisnęłabym z
bólu. Próbowałam się uspokoić, ale to nic nie dawało. Bardziej mnie rozłościł
przytulając mnie do siebie. Nie puszczał przez cały czas. Oddech wyczuwałam na
karku, szyi i dekolcie. Jego wargi wyczułam na szyi. Chciałam się jak
najszybciej uwolnić od niego, choć wiedziałam, że nie zrobi nic głupiego.
-Itachi, puść już ją. Ona tego nie lubi. – mówił
Fugaku.
-Widzę. Dlatego z nią się drażnię. – zaśmiał się
cicho. Czułam jak nerwy sięgając granic wytrzymałości. Nie mogłam go uderzyć,
ale karciło mnie aby to zrobić. Często bywałam zimna w stosunku do nich, ale
ten Uchiha mnie denerwuje jeszcze bardziej. Spojrzałam w bok. Swoimi wargami
dotknęłam policzka bruneta. Oderwałam się od niego parę milimetrów. Zaśmiał się
puszczając mnie. Zacisnęłam dłonie w pięść. Odchodził w stronę jednego
pomieszczenia.
-Wracaj tu. – chciałam go złapać, ale zaczął
uciekać. Zatrzasnął za mną drzwi. Uderzyłam w nie pięścią. – I tak cię dorwę
jak wyjdziesz. – poczułam na ramieniu dłoń. Spojrzałam na ojca Itachiego.
-Chodź poczekamy przy moim stanowisku. Trochę to
zajmie. – odeszłam razem z nim. Może trochę uspokoję przez ten czas, ale gdy
zobaczę ojca na pewno wybuchnę. Nie mam zamiaru z nim sama siedzieć. On jest
upiardliwy tak jak reszta naszej rodziny. Jedynie mój wujek i babka zawsze mnie
rozumieli, ale wyjechali za granicę do
Paryża. Teraz zostałam sama i tak ma zostać.